poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Reaktywacja Kościelca #1

M: Kościelec (1019 m n.p.m.). Mało znana przeciętnej wielkości górka koło Skrzycznego. Ale jest na niej coś fajnego. Są to oczywiście skały. Dużo skał jak na Beskid śląski. O wspinaczce w tym rejonie można tu i tam poczytać. W dużym skrócie dawno dawno temu był to uczęszczany rejon gdzie pokolenia wspinaczy się fachu uczyły. Musiało to być na prawdę dawno temu bo śladu po tej działalności nie widać. No dobra znaleźliśmy dwa spity, które na oko miały ze sto lat i kilka strzałek i cyfr namazanych olejną na skale. "Zasadnicze" skały mają tu około dziesięć metrów wysokości i prowadzi przez nie kilkanaście dróg wspinaczkowych. W starych przewodnikach, które pisały o tych drogach była też informacja, że stanowiska zakładamy z "licznych drzew". Drzew na górze nie ma... To naprawdę stare przewodniki były... 
Ale do rzeczy bo tak na prawdę te skały nas na razie nie interesują. Zaczynamy przygodę "Reaktywacja Kościelca" od muru skalnego, który znajduje nieco na wschód od wyżej opisanej skały. To będzie świetny ogródek boulderowy. Trzeba tylko włożyć w niego nieco pracy.

Najpierw kanapka, potem rewolucja!

Mur skalny, który dziś bierzemy pod lupę ma około 40-50 metrów długości i wysokość dochodzącą do pięciu metrów. W kilku miejscach jest dość mocno zerodowany ale w zdecydowanej większości skała jest lita i stabilna. Są przewieszki, okapy, piony, połogi, rysy. Wszystko jest! Niestety od ładnych paru tygodni w zasadzie codziennie pada więc skała a szczególnie jej część, która wchodzi do lasu była mokra. Zabraliśmy się za odgruzowywanie jednego z planowanych sektorów :) Sporo mchu musieliśmy wyrwać z dziurek i krawądek, żeby można było chociaż myśleć o wspinaczce. 

 Koty za płoty jak to mówią. Pierwsze wejście zaliczone!

Na narożnej skale wytyczyliśmy cztery dość oczywiste linie. Jedna HE, trzy SD, trzy kończą się wyjściem na skałę, jedna trawersuje po fajnych, płytkich (jak na nasze umiejętności) krawądkach. Coś z tego będzie :)

 Asia patentuje wyjście przez okapik na półkę.

Podsumowując dzień - było fajnie. Spacer ze Szczyrku Czyrnej zajął nam prawie trzy godziny bo natknęliśmy się na burze po drodze i trzeba było przeczekać. Potem godzina oczyszczania, dwie godziny wspinania i trzeba było się zawijać. Powrotny spacer zajął nam niewiele ponad dwie godziny i myślę, że to można przyjąć jako realny czas dojścia od strony Szczyrku. Jak ogarniemy tam trochę więcej. A ogarniemy! To postaramy się wypuścić jakieś sensowne topo. Stay tuned!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz