M: Był tydzień przed Kieratem. Wiedziałem, że co już wyćwiczyłem to moje. W tydzień cudów w formie się nie zwojuje a można się nabawić kontuzji. Stąd pomysł na rodzinny trekking na Błatnią. Trasa była dość ambitna a z planowanych sześciu godzin marszu wyszło osiem.
Zaczęliśmy w Szczyrku gdzie przy byłym budynku PTTKu zostawiliśmy samochód i poszliśmy w górę doliny Biłej aż do Chaty Wuja Toma (swoją drogą głupia nazwa). Dalej drogą z Karkoszczonki do Brennej. Ładny i dość mocno uczęszczany szlak kończy się w dość mocno zapuszczonej dzielnicy Brennej. Rozpadające się domy, brak chodników i śmietników. Do tego przelatujące co jakiś czas BMW i VW z przełomu tysiącleci. To wszystko plus pani ze sklepiku i jej sposób bycia nie dawał złudzeń. Brenna jest daleko za okolicznymi miasteczkami. Ciągniemy się tak przez godzinę wzdłuż strumienia i głównej (jedynej) drogi w tym miasteczku. Dochodzimy do centrum a tam: Czeskie wesołe miasteczko z wysłużonymi "atrakcjami" i charczącym techno bitem ze zdezelowanych kolumn. Do tego stragany ze wszystkim. Ruski budzik, biustonosz i koszulka "kierownika imprezy". Ciekawostką był dla mnie brak saturatora, który wpisał by się w ten krajobraz wzorowo. Jest też Biedronka! Jeśli tu jest Biedronka to muszą być wszędzie. Z ulgą i lekkim znużeniem opuszczamy Brenną i wbijamy się w szlak na Błatnią. Robi się ładnie. Pogoda dopisuje, szlak jest piękny.
A: Niestety to fakt, Brenna nie należy do tych uroczych miasteczek, które mają w sobie to coś, co zachęca by tam wrócić. Wielokrotnie na szlakach mijałam strzałki wskazujące drogę do Brennej. Udało się zaspokoić swoją ciekawość, odwiedzone - zaliczone i wystarczy :)Za to cała reszta drogi bardzo przyjemna i urokliwa widokowo. W końcu to Beskidy!
A: Niestety to fakt, Brenna nie należy do tych uroczych miasteczek, które mają w sobie to coś, co zachęca by tam wrócić. Wielokrotnie na szlakach mijałam strzałki wskazujące drogę do Brennej. Udało się zaspokoić swoją ciekawość, odwiedzone - zaliczone i wystarczy :)Za to cała reszta drogi bardzo przyjemna i urokliwa widokowo. W końcu to Beskidy!
Szlak z Brennej na Błatnią. Beskidzkie krajobrazy...
M: Dochodzimy do schroniska pod Błatnią, za nami już ponad cztery godziny szybkiego marszu. Czas na zasłużoną przerwę i obiad! PTTK pod szczytem to schronisko w starym stylu. Kuchnia jaką reprezentuje to też schroniskowa klasyka. Z opcji wegetariańskich wybrałem naleśniki z jabłkiem prażonym, śmietaną i czekoladą. Za dziesięć złotych uczciwa porcja. Oprócz czekoladowej polewy wszystko smakuje mocno domowo a stary talerz z napisem "PTTK Czantoria" pasuje do dania idealnie.
A: Z opcji wegetariańskich był także zestaw obiadowy klasyk nad klasyki: frytki z surówkami. Oczywiście skorzystałam, słodycz naleśników mnie przeraziła. Chociaż bardzo miła i nieco okrągła pani w schronisku stanowczo doradzała Michałowi, że jeżeli chce najeść się na obiad powinien zamówić dwie porcje naleśników. Zadanie jednak go przerosło, dorzucił do tego frytkę.
A: Z opcji wegetariańskich był także zestaw obiadowy klasyk nad klasyki: frytki z surówkami. Oczywiście skorzystałam, słodycz naleśników mnie przeraziła. Chociaż bardzo miła i nieco okrągła pani w schronisku stanowczo doradzała Michałowi, że jeżeli chce najeść się na obiad powinien zamówić dwie porcje naleśników. Zadanie jednak go przerosło, dorzucił do tego frytkę.
Tak powinny wyglądać wszystkie schroniska.
A tak wszystkie porcje za dziesięć złotych :)
M: Szczyt Błatniej to piękny widok na północ. Bielsko, zalew goczałkowicki i dziesiątki większych i mniejszych miasteczek aż po Tychy. Stojąc na tej górze zdajesz sobie sprawę jak zabudowane jest to województwo.
Dziewczyny na szczycie.
Stąd już tylko godzina z hakiem na Klimczok no i jeszcze godzina w dół do Szczyrku. Jeśli by zignorować fakt, że podejście na Klimczok jest mocno pod górę można by zaryzykować twierdzenie, że jest już z górki. Docieramy na Klimczok a tam czeka na mnie (Asia była tam stosunkowo niedawno więc wiedziała co ją czeka) szok. Jakiś świr za pozwoleniem innych świrów zabudował szczyt na wzór pracowniczych ogródków działkowych z lekką nutą patriotyczno/dewocjonalną. Lubię takie osobliwości ale no cóż... Sami oceńcie. Zdjęcia jest dużo a i tak przedstawiają tylko ułamek radosnej twórczości samozwańczego króla gór. Pozostawiam bez opisu bo i co tu pisać ;)
Na Klimczoku kończymy wycieczkę. Pozostało zejście do Szczyrku. Za tydzień Kierat więc od teraz tylko odpoczynek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz