A: Tydzień i dwa dni w Świnoujściu
to zdecydowanie zbyt krótko. Jeszcze nie zdążyliśmy się ze
wszystkimi przywitać a już trzeba było się żegnać. Jednym
słowem: niedosyt. Choć jeśli chodzi o litry wypitej kawy, herbaty
i piwka to zdecydowanie nadmiar :) Udało nam się spędzić bardzo
miły czas z rodziną i znajomymi, wszystko w pigułce. Zaliczyliśmy
dwie wycieczki, pieszą razem z Jagą oraz rowerową.
Trasę wokół jeziora Wolgastsee po
niemieckiej stronie znana nam jest bardzo dobrze. Byliśmy tam wiele
razy, jednak jesienna aura i tęsknota za Świnoujściem sprawiła,
że był to wyjątkowy spacer - przynajmniej dla mnie. Cisza,
spokój, piękna jesień i nasza trójka, czego chcieć więcej?
M: Z mojej perspektywy te kilometry
wydeptane w około Wolgastsee i przepedałowane brzegiem morza były
taką miłą odskocznią od maratonu odwiedzin, który zafundowaliśmy
sobie w Świnoujściu. Przejście w około jeziorka to nie jakiś
syty trekking górskim szlakiem a raczej spacer, którym mógłby się
szczycić emeryt. I to tylko w wypadku gdyby miał jedną nogę albo
przynajmniej lumbago. Ale chyba właśnie jego wątpliwa długość
(jakieś 12 km), nieśpieszne tempo (prawie trzy godziny) i fakt, że
było płasko sprawiało, że był dla nas wyjątkowy. Jesienne
klimaty dopełniały atmosferę wszechobecnej sielanki. Tyle o
Wolgastsee zdjęcia i tak mówią więcej...
Skakanie
Lizanie nosa
Przytulaki!
Skupmy się na rowerach bo tu przyszła
mi taka myśl na szybko. W tytule bloga wymienione są następujące
aktywności rower, wspinka, snowboard. Jako, że blog powstał jakoś
w wakacje to ciężko oczekiwać wpisów snowbordowych ale rower?
Rower powinien być! I tu na twarzy pojawia się lekki rumieniec
zawstydzenia. Przyznaję, że wyprowadzka w góry i przygarnięcie
pod dach czworonoga nie sprzyja jeździe na rowerze ale, żeby przez
tyle miesięcy nic a nic? Może właśnie po to był ten wyjazd do
Świnoujścia, żeby przejechać się na rowerach? Ja szczerze mówiąc
myślałem już o tym przed wyjazdem. Sama wycieczka dla nas czyli
ludzi jeżdżących na szosach, ostrych kołach i singlach była
mocno niekonwencjonalna. Pożyczone rowery trekkingowe prowokowały,
żeby spróbować szlaków zakazanych dla rowerów z oponami poniżej
25 mm szerokości. Cała wycieczka to niecałe 60 km ale trasa jaką
sobie na bieżąco podczas jazdy obieraliśmy może maksymalnie w
połowie prowadziła nas asfaltem. Górki, kamienie, szutry, tony
liści. Coś pięknego. Z założenia mieliśmy jechać środkiem
wyspy ale wyszło jak wyszło i wylądowaliśmy na ścieżce
prowadzącej wzdłuż wybrzeża aż do wioski Koserow gdzie
zrobiliśmy sobie mały popas, spiliśmy herbatę na opustoszałej
plaży pod klifem i pogapiliśmy się trochę w wodę. Jak się
odwiedza morze od święta znowu zaczyna się je zauważać. Duży
plus. Fajna ta woda.
Morze pięknieje
Herbata smakuje
I znowu te przytulaki ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz