M: 11 listopada to dość istotna data w kalendarzu. Rozrzut w pomysłach na uczczenie tego święta jest dość spory. Mniej więcej w tym samym czasie kiedy dziesiątki tysięcy frustratów demolowało Warszawę walcząc z wyimaginowanym wrogiem my walczyliśmy ze sobą samymi w Rudniku. Tam właśnie znajduje się Diabli Kamień czyli długi mur skalny z piaskowca usiany baldami o przeróżnej wycenie. Kupa zabawy na trzydziestu liniach i dwóch trawersach.
Dojechaliśmy na miejsce w trzy osobowym składzie zgarniając po drodze Piotrka. Na samą skałę spod domu mamy jakieś siedemdziesiąt kilometrów co czyni z niej najbliższy oficjalny piaskowcowy rejon boulderowy. Trochę pobłądziliśmy na miejscu ale i tak o dziesiątej udało nam się wyjść z samochodu. Jeszcze tylko piętnastominutowy spacer pod górę i jesteśmy na miejscu. Nawet nie trzeba się rozgrzewać bo spacerek z crashem, wałówką i resztą szpeju robi swoje :) Zabawa start!
Asia gładko wchodzi Ryse 3A, Piotrek czujnie spotuje.
I jeszcze raz Asia tym razem po sforsowaniu Fobii 5B
Skała od której zaczęliśmy znajduje się mniej więcej w środkowej części muru. Jest wysoka przez co daje po głowie. Uczy czujności nawet na prostych liniach. Tutaj nikt nie chce się poślizgnąć a crash z góry wygląda jak mały zielony kwadracik. Na szybko odhaczyliśmy Rysę 3A, Fobię i Talibka za 5B i już wiedzieliśmy o co tu chodzi. Baldy lekko połogie ale wysokie i ze słabymi chwytami i jeszcze słabszymi stopniami. Mocno uczące. Nie obciążysz dobrze stopy - spadasz. Myślisz, że możesz nie obciążyć stopy - rozpraszasz się i spadasz zanim spróbujesz. Myślisz, że możesz spaść - nie skupiasz się na obciążaniu stóp i spadasz :) Ciężko o lepszą lekcje wspinaczki. Pełne skupienie i odważne ale precyzyjne ruchy - bez tego nic tu się nie uda.
Skupienie jest też bardzo wskazane u spotera.
Skakanka 4A idzie na prawo od rysy. Trzeba mocno się kontrolować, żeby odruchowo jej nie złapać co było by równoznaczne ze spaleniem próby.
Piotrek prezentuje skuteczność tarciowych chwytów na starcie ostatniego balda na kamieniu z rysą Dowodzie Rzeczowym 5C
Przerzucamy crasha pod mniejsze baldy o wdzięcznych nazwach X, Y i Z. Miało być prosto i szybko. Skała w tym miejscu ma może z trzy metry wysokości. A jest ciężko fest. Wszystkie chwyty obłe, stopni nie ma. Można jedynie zacierać gumę buta o piaskowiec w nadziei, że nie puści. Mocno zaniżone wyceny w tej części skały kosztowały nas wiele prób, siły i cenniejszego od złota naskórka, który zdzierał się z każdą nieudaną próbą. Pumeks to przy tym aksamit!
Przenosimy się coraz bardziej w prawo. Gdzie udaje mi się zrobić Tuza 6A+ o bardzo ciężkim jak na tą wycenę starcie z niskiego podchwytu w wysoki odciąg w plecy. Prawdziwa siłownia. Dobrze, że szybo poszło bo na trzecią czy czwartą próbę nie miałbym już siły. Udało się też wkosić Wina 6A, gdzie niby cały czas było czego się złapać ale stać nie było na czym:) Asia miała tu kilka prób, niestety bez powodzenia a Piotrek ogarnął dodatkowo PiS 6B robiąc tym samym najwyższą cyfrę dnia.
Ręce już powoli odpadają, dzień się chyli ku końcowi lecimy jeszcze szybko na lewą stronę muru gdzie Piotrek zalicza bardzo nieudaną próbę na Dupie Shakiry 6C, po której mało nie stoczył się ze skarpy i tylko dzięki czujności Asi nie obił się po drodze o spory głaz. Podeszliśmy jeszcze bez większego zaangażowania do Britney 6A. Bald, krótki acz treściwy na starcie. Wszyscy zaliczamy tu sukces, obdzierając palce do końca. Asia co warte odnotowania robi tutaj życiówkę czyli pierwsze 6A. Ja tam jestem dumny na maxa :) Przy okazji wychodzi na jaw jak dużą rolę w tym sporcie odgrywa głowa. Asia przyznała się, że wtargała Britney (i to w pięknym stylu) tylko dlatego, że była przekonana, że robi drogę wycenioną na 5C.
Piter na Britney;) Ogranicznikiem jest tu rysa po lewej i prawej stronie, których dotknięcie pali próbę.
Koniec obchodów 11 listopada. Super dzień w super towarzystwie. Mocno sportowo i na powietrzu. Da się lepiej?