M: Okiennik Wielki to skała ikona. Absolutny klasyk Jury Północnej. Trzydzieści pięć metrów wysokości jak przeczytałem w jakimś przewodniku, charakterystyczne okno i niska roślinność dookoła dają wrażenie wyniosłości tej skały. Biorąc nasze wspinaczkowe zdolności i fakt, że nie mieliśmy kontaktu z liną od półtora miesiąca można powiedzieć, że był to rzut na głęboką wodę. Może nie Rów Mariański ale Jezioro Bajkał to na pewno.
Okiennik w całej swojej okazałości.
Wyjazd był dość spontaniczny. Już od jakiegoś czasu mieliśmy chęć się gdzieś powspinać ale z braku własnych kasków pewnie znowu by padło na jakieś bouldery (co akurat mi jakoś specjanie nie przeszkadza). Zadzwonił Mateusz i rzucił hasło Okiennik, piątek, 7 rano wyjazd z Bielska. Przytaknąłem, a że z Mateusza dobry chłopak jest to pożyczył kaski. Z tym wyjazdem to było tak, że najpierw się zgodziłem, później ustaliłem to z Asią a jeszcze później spojrzałem w topo rejonu. Kolejność powinna być dokładnie odwrotna, bo jak się szybko okazało jest to rejon dla mocno zaawansowanych. No cóż... nie ma już odwrotu. Ahoj przygodo!
Asia na kancie drogi Przez Konia V
Zaraz po przyjeździe rozlokowaliśmy się przy drodze Przez Konia V. Droga wspina się na około dwudziesty metr. Początek na płycie, potem kantem, następnie bardzo psychodeliczny trawers, przełożenie nogi (jak przez konia) i wyjście do stanowiska po płycie z drugiej strony skały. Niby wycenione na V ale wysokość, bardzo rzadko wbite ringi i wspomniany wcześniej trawers z ostatnim punktem asekuracyjnym daleko za sobą robią z niej kawał solidnej wspinaczki. Mi dała ta droga po głowie mocno, skończyłem w pierwszej próbie ale trochę mnie to kosztowało. I mam tu na myśli siłę i nerwy. Asia nie zdecydowała się na poprowadzenie tej drogi ale spróbowała się z nią "na wędkę". Udało jej się ale w prawdziwych męczarniach. Tym bardziej jestem z niej dumny, że ją skończyła. Gdzieś w między czasie asekurowałem Mateusza na drogach z półki od VI.3+ w górę, gdzie sama asekuracja na takich ekstremach męczyła mnie równie mocno jak wspinaczka.
A: Michał zapomniał wspomnieć o dosyć istotnym fakcie, dopiero dziś dowiedzieliśmy się, że droga Przez Konia wyceniona jest na V. Według topo Mateusza na start mieliśmy zmierzyć się z miłą i łatwą drogą wycenioną na IV. Powiem krótko: nie była ani miła, ani łatwa, a na pewno nie miała IV! Były łzy, był pot, tragedia i jeszcze więcej łez. Nie mam żadnych wątpliwości, że było to najdłuższe wejście w moim życiu. Nawet świadomość wędki nie dodawała otuchy a panowie czekający na dole nie pozwolili zawrócić... Wiem jedno, na pewno tam wrócę i poprowadzę tę drogę!:)
A: Michał zapomniał wspomnieć o dosyć istotnym fakcie, dopiero dziś dowiedzieliśmy się, że droga Przez Konia wyceniona jest na V. Według topo Mateusza na start mieliśmy zmierzyć się z miłą i łatwą drogą wycenioną na IV. Powiem krótko: nie była ani miła, ani łatwa, a na pewno nie miała IV! Były łzy, był pot, tragedia i jeszcze więcej łez. Nie mam żadnych wątpliwości, że było to najdłuższe wejście w moim życiu. Nawet świadomość wędki nie dodawała otuchy a panowie czekający na dole nie pozwolili zawrócić... Wiem jedno, na pewno tam wrócę i poprowadzę tę drogę!:)
Mateusz prowadzi Młode Strzelby VI.4, na lewo z wędką Droga Jungera VI+
M: Jako drugą zaatakowaliśmy Drogę Jungera VI+. Absolutny klasyk rejonu z setkami przejść. Każdy szanujący się wspinacz powinien mieć ją w swoim kajeciku. Fantastycznie poprowadzona linia z dobrymi chwytami, ciężkimi przechwytami i dość słabymi stopniami. Próbowaliśmy się z nią z Asią przez większą część dnia. Niestety zamierzony cel nie został osiągnięty nawet "wędkując", ale poszczególne przechwyty wychodziły już coraz naturalniej co daje nadzieje, na sukces w niedalekiej przyszłości.
Do okna da się dojść bez znajomości technik wspinaczkowych co niestety skutkuje gigantyczną ilością bzdur popisanych na ścianach.
Na koniec dnia pokusiłem się jeszcze na drogę Muminek VI+ mając nadzieje, że uda się dzisiaj odhaczyć w dzienniczku drogą o relatywnie wysokiej wycenie. Muminek to pionowa płyta, potem lekki połóg bez chwytów i okap na koniec. Całość ma max dziesięć metrów długości. Główne trudności pokonuje się bez użycia rąk podchodząc na nogach z klatą i głową przyklejoną do ściany. Nie mogłem pozbyć się z głowy myśli, że ostatnią wpinkę mam pod nogami, że każde odchylenie skończy się nieprzyjemnym szorowaniem po ścianie przez ładnych parę metrów. Wydygałem i spasowałem. Trochę szkoda bo czułem, że siłowo i technicznie droga jest w moim zasięgu. Takie chyba są konsekwencje zrobienia dłuższej przerwy w wspinaniu z liną. Stare potwory wracają. Może następnym razem...
A: Następnym razem na pewno się uda! Od jutra sekcja czyli liny, loty, wysokość i przede wszystkim regularność :)
A: Następnym razem na pewno się uda! Od jutra sekcja czyli liny, loty, wysokość i przede wszystkim regularność :)
Muminek VI+, pokorny wycof spod okapu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz