M: Kobyla skała to mur skalny mający po obwodzie ponad sto metrów i dochodzący do trzynastu metrów wysokości. Znajduje się w Wiśle w dzielnicy Kobyla. Skała ma północną wystawę i jest wiecznie w cieniu. Idealna opcja na upalny dzień, średnia zaraz po deszczu bo skała długo pozostaje mokra. Oferuje naprawdę fajne wspinanie a drogi w większości posiadają jedynie stanowiska zjazdowe. Tak więc wędka! Po takiej przerwie może to i lepiej...
Dojazd ze Szczyrku zajmuje nam około 40 minut co czyni ją jedną z najbliższych ciekawych pod kątem wspinaczki skał. Swojskie widoki ze skały, sprawiają, że mimo, że jesteśmy tu pierwszy raz czujemy się jak w domu.
Widok z Kobylej skały
Na początku zainteresowaliśmy się prawą częścią skały. Tam znajdują się drogi wycenione na III i IV. W sam raz na przypomnienie sobie o co w tym chodziło. Jak się po chwili okazało, wycena była dość harda. Drogi o podobnych trudnościach w wielu rejonach były by spokojnie wycenione na IV i V. Zdarza się ;) Zrobiliśmy obydwie linie ale nie, żeby były to schody. Asia na wędkę a ja jedną wędkując a drugą z dołem. Drogi jak rzadko, które w tym rejonie są ubezpieczone w ringi. Ich rozmieszczenie przypomniana bardziej słowackie rejony niż naszą Jurę. Może właśnie przez wspinanie się głównie w Jurze zrobiłem się wybredny ale 3 ringi i stanowisko z drzewa to trochę mało jak na około 13 metrową drogę. Ale nie ma co marudzić... Fajny start, chociaż palce odzwyczajone od skały już dają o sobie znać.
Zakładanie stanowiska z drzewa. Dobrze, że wziąłem taśmy.
Zaczynamy zabawę!
Przenosimy się na lewą stronę. Tutaj już tylko stanowiska zjazdowe. Nie ma dylematu czy iść z dołem czy nie ;) Drogi o tutejszej trudności V nie udało nam się sforsować a na okapie przez który przechodzi tracimy kupę sił. Przerwa na popas nam się należy! Jabłka i batoniki wchodzą gładko a my zyskujemy trochę sił na ostatnie tego dnia próby ze skałą. Żeby nie rzeźbić cały czas w jednej drodze przenosimy się bliżej środka. W końcu plan na dzisiejszy dzień to bardziej rekonesans. Na kompletowanie dróg w tym rejonie przyjdzie jeszcze czas. Jako ostatnia wchodzi czwórkowa droga oznaczona na topo numerem dziesięć (swoją drogą szkoda, że drogi w tym rejonie nie mają nazw tylko numerki... jakoś tak nudno). Droga, na której wzrost bardziej przeszkadza niż się przydaje. Tutaj autor nie przecenił to faktycznie była droga o trudności IV. A już myśleliśmy, że to my przez zastój w wspinaniu przestaliśmy być obiektywni. Odetchnęliśmy z ulgą. Nie jest z nami tak źle ;) Tylko czekać na następny wypad bo bakcyl wspinania z liną powrócił. Crash pada chowamy w kanciapie na jakiś czas.